sobota, 8 marca 2014

Rozdział 2

Ze snu obudził mnie głos mojej przyjaciółki.
-Wstawaj, bo się spóźnimy. Jest już 7, a jak znam życie i Ciebie to jeszcze pół godziny spędzisz w łazience.-Powiedziała zdejmując ze mnie kołdrę i rzucając ją na ziemie.
Zakryłam twarz poduszką, która po niedługiej chwili również wylądowała na podłodze.
-Dobra wstaje..-powiedziałam przeciągając-Nie wyspałam się dzisiaj
-Dobra nie marudź tylko idź się szykować-Odrzekła pomagając mi wstać w łóżka.
Wzięłam z podłogi kilka ciuchów  których nie chciało mi się włożyć do szafy i powoli poczłapałam do łazienki. Postawiłam na wygodny strój idealnie nadający się, na pierwszy dzień w szkole. Wzięłam szybki prysznic, wskoczyłam w ubrania i umalowałam się delikatnie. Potraktowałam policzki odrobiną różu, powieki złotym cieniem i na koniec, moje i tak już długie, rzęsy maskarą. Całość zajęła mi góra 20 minut. Kiedy weszłam do pokoju, Camille siedziała na łóżku gotowa do wyjścia. Kiedy mnie zobaczyła spojrzała na zegarek i uniosła brwi z rozbawieniem.
-17 minut? Mamy nowy rekord misiek.-Wymieniłyśmy spojrzenia po czym obje wybuchłyśmy śmiechem.
-Idziemy?-Zapytałam po chwili.
-Victorie przodem- Rzuciła i przepuściła mnie przez drzwi.
Po dwóch minutach szłyśmy już ulicą w kierunku naszej nowej szkoły. Wydaje mi się, że miałam stres wypisany na twarzy.
-Denerwujesz się? -Zapytałam przerywając ciszę.
-Ja? W ogóle. Poznamy nowych ludzi, może będą jakieś ciacha.. za to widzę, że ty się strasznie stresujesz.-Posłała mi wymowną minę w stylu "Przede mną tego nie ukryjesz"
-Ja tylko trochę. Na pewno będzie ok.-Skłamałam nie chcąc słuchać kazania, na temat tego, że powinnam otworzyć się przed innymi. Nic nie poradzę na to, że byłam typem samotniczki. Nie potrzebowałam innych, żeby czuć się dobrze. Wystarczyłam sobie sama. W sumie to pewnie nie przyjaźniłabym się teraz z Cami, gdyby nie to, że była tak namolna. Jak widać jej wady mają też dobre strony.
Podeszłyśmy pod budynek szkoły i zwolniłyśmy krok. Budynek był duży, zbudowany z jasnych cegieł. Po boisku kręciło się mnóstwo uczniów. Poczułam jak zaczynają trząść mi się ręce. Mimo wszystko schowałam głęboko zdenerwowanie i szłam przed siebie, stawiając kroki pewnie. Pokonałyśmy długi odcinek i weszłyśmy do środka. Po obu stronach korytarza stały rzędy zielonych szafek. Wciągnęłam gwałtownie powietrze, ponieważ poczułam na sobie dziesiątki spojrzeń, zupełnie obcych mi ludzi.
-Jaki masz numer szafki-Szepnęłam do przyjaciółki.
-215, a ty?
-Ymm.. 187.-Przeklnęłam w myślach. Czemu nie mogłam mieć szafki obok niej. Życie jest takie niesprawiedliwe. Zanim zdążyłam zauważyć, Camille zniknęła w tłumie ludzi, zostawiając mnie samą.
Podeszłam do mojej szafki, wyjęłam kluczyk z kieszeni i ją otworzyłam. Kontem oka zauważyłam, że jakaś dziewczyna mi się przygląda. Schowałam głowę w szafce i zaczęłam wkładać do niej książki, które w najbliższym czasie mi się nie przydadzą.
-Fajne masz buty.-usłyszałam za sobą cukierkowy, dziewczęcy głos-I spodnie też. I w ogóle fajnie jesteś  ubrana.
Nieśmiało spojrzałam na dziewczynę o blond włosach, szczerzącą się tak szeroko, że zauważyłam aparat na jej zębach.
-I do tego jesteś ładna. Jestem Julie-Wyciągnęła rękę w moją stronę, która po chwili ostrożnie uścisnęłam.
-Dzięki? Ja Victoria-Uśmiechnęłam się nieśmiało.
Po chwili pobiegła do nas inna blondynka, złapała Julie za ramie i spojrzała na mnie.
-Przepraszam cię za nią. Ona jest trochę.. nadpobudliwa.-Powiedziała, patrząc na nią ze współczuciem.
-No ej. Rozmawiałyśmy już na ten temat. Ja wcale nie jestem nadpobudliwa.- Odrzekła z urazą Julie.
-W ogóle nie jesteś.. oczywiście -przewróciła oczami.-Jestem Perry. Ale wszyscy mówią mi Pezz.
Spojrzałam na obie dziewczyny. Perry była troszkę wyższa i miała jaśniejsze włosy. Obie wydawały się mieć przyjazne nastawienie.
-Hej. Ja Victoria, ale mów do mnie jak ci wygodnie.
-Więc Vicky, będę mówić Vicky, jesteś nowa w mieście? Bo nie kojarzę twojej mordki.
-Tak. Właściwie to wczoraj razem z przyjaciółką się tu oficjalnie wprowadziłyśmy.
Julie spojrzała na mnie z szerokim uśmiechem, jakby chciała coś powiedzieć, ale nie wiedziała co.
-Mieszkasz z przyjaciółką? Jakie zazdro. Ja wciąż z rodzicami- Wypaliła wreszcie robiąc smutną minkę.
Mieszkanie bez rodziny miało swoje plusy i minusy. Minusem stanowczo było to, że mama mi już nie gotowała, ani nie prasowała ubrań. Plusem było to, że mogłam robić co chce, ale musiałam ponosić za to pełną odpowiedzialność. Po chwili podszedł do nas jakiś chłopak. Był wysoki. Miał prawie czarne włosy i orzechowe oczy. Z wyglądu był to 100% Bad Boy. Kiedy Pezz go zobaczyła, zarzuciła mu ramiona na szyje i namiętnie pocałowała. No tylko przyjaciółmi oni na pewno nie byli.
-Hej.-Powiedziała Perry odrywając usta od jego warg.-Zayn, kochanie to jest Vicky -Wskazała na mnie dłonią. -Jest nowa w okolicy.
Chłopak uśmiechną się do mnie przyjaźnie. Miał bardzo pogodny uśmiech.
-Cześć-Powiedziałam, starając się odwzajemnić uśmiech.
-Siema.-Odpowiedział.- No to.. witamy w naszej szkole i w mieście.
-Dzięki.
Spuściłam głowę. Zastanowiłam się, czy poznała bym kogoś gdyby Julie wtedy do mnie nie podeszła. Ale mimo wszystko nie było, aż tak tragicznie jak się spodziewałam. Poznałam trzy osoby, wydające się być naprawdę spoko. Niby wszystko ok, tylko trochę popsuło mi to plany. Miałam zamiar zaszyć się gdzieś sama i posłuchać muzyki. Ale jak widać nie tym razem. Teraz muszę skupić się na tym, żeby nie popełnić jakiejś porażki, co mam niestety w zwyczaju.
Cóż.. sama posiedzę kiedy indziej.

1 komentarz